Nie chce mi się pisać o tym tripie, chciał bym go szybko zapomnieć, jak chyba większość osób które na niego wpadła 🙂 Spotkaliśmy się w Glince, wyruszyliśmy asfaltem, przez przełęcz na niebieski graniczny szlak. Pełna dzicz, chaszcze, błoto, błoto, błoto – tak to wyglądało w kilku słowach, do tego doszedł brak żadnego schroniska przez 80% trasy, to był chyba najbardziej milczący trip na jakim byłem, a cichą ekipą raczej nie jesteśmy 🙂 Jazdę kończyliśmy wyjazdem na Rycerzową, lub raczej polaną pod nią i odpoczynek w tak długo wyczekiwanym schronisku.
Trip w starym enduro stylu, bez uklepanych scieżynek, eksploracja pełną gębą, długi dystans i trudne trasy, osobiście jestem wychowany na podobnych trasach, więc coś dobrego potrafiłem sobie z niego wyciągnąć ale na trasie do śmiechu mi nie było i jakoś chętnie na ten szlak nie wrócę.
W związku z powyższym, musiałem się odegrać na planiście trasy w następnym zwiastunie, a i następna wycieczka zorganizowana była, by była piękna i przyjemna, owocna w fajne zjazdy i piękne widoki, a była to „Barania z Baranami”